Zacznę od prac, które powstały tak dawno, że sama już nie pamiętam kiedy to było. W każdym razie bardzo dawno bo nie potrafiłam wtedy jeszcze robić swetrów i wyżywałam się na serwetkach :-)
Oto one:
ta miała inny brzeg ale wychodził brzydko pofalowany, więc go uprościłam:
ten brzeg to również moja improwizacja wymuszona kiepskim przepisem:
a tu "artystyczne wykończenie" spowodowane oczywiście niedostateczną ilością jasnoróżowej nici...
i moja największa chluba - serweta o średnicy prawie 60 cm, robiona przez około 3 miesiące z brązowego... atłaska! po prostu samobójstwo, na które stać tylko pełnego młodzieńczego zapału rękodzielnika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz