W rzeczywistości Mikołaj przyszedł punktualnie, jak co roku. To ja zapomniałam się pochwalić, a jest czym, bo dostałam dwa piękne prezenty.
Pierwszy od Oli - własnoręcznie zrobioną bransoletkę z granatowych kryształków. Jestem zachwycona, bo będzie idealnie pasować do kolczyków, które pokazywałam jakiś czas temu (oczywiście kolczyki nadal czekają na bigle... :/). A w ogóle to od Oli nauczyłam się robić biżuterię, w sensie zaginać druty, żyłki i takie tam :)
A od Reni dostałam tę oto piękną, fioletową Kaję. Zdjęcie nie oddaje jej rzeczywistego koloru, ale lepiej się nie dało (jak to z fioletowym...). W każdym razie prezent jak najbardziej trafiony, aż dziw, jak łatwo innym trafić w moje upodobania (albo jestem aż taka przewidywalna...). Już niebawem pokażę co powstało z tej nici bo oczywiście niemal od razu wylądowała na czółenkach :D
Miło dostawać prezenty :)
OdpowiedzUsuńBransoletka jest bardzo ładna. Ciekawa jestem co wytworzysz z kordonka. Pozdrawiam - Maria
Zajączku, zawstydzasz mnie! :) To moje początki i w najlepszym wypadku mogę nazwać je "słabymi". Aż mi wstyd, że pokazuję takie paskudy, jak wokoło ludzie wystawiają arcydzieła!
OdpowiedzUsuńPs. Jak ja dobrze znam słabość do fioleciku...
Bardzo ładna ta bransoletka.
OdpowiedzUsuńFajny blog. Zaobserwujesz.??